Trasa pokonywana już w podobnych wersjach w poprzednich sezonach. Myślę, że log z gps powie wszystko - co tu się rozpisywać ;) Jest w prawdzie średnio dokładny - punkt co ~40m, ale wystarczy ;) Samopoczucie po wyjeździe mówi, że da radę spooooro więcej wykręcić :D
Z Częstochowy jechaliśmy przez Kiedrzyn, Antoniów, Czarny Las, Nową Wieś. Odcinek drogi Nowa Wieś-Ostrowy - fatalny. Droga na dziurach a nie dziury na drodze :/ W Ostrowach na chwilę zboczyliśmy na Drogowy Odcinek Lotniskowy, potem wzdłuż zbiornika wodnego do wsi Borowa, i z tamtąd do Miedźna. Tam mała przerwa na posiłek i uzupełniene płynów, po czym powrót przez Łobodno, Kamyk, Białą. Na zakończenie aby wykręcić dodatkowe kilometry pojechałem jeszcze do Blachowni.
Co stało się już poniekąd tradycją - co roku o tej porze odbywa się kolejna edycja Orbity - co rok dłuższa ;) W tym roku i ja postanowiłem wziąć w niej udział :) Edycja 2011 - Tera Orbita i odcinek 400km :) Patrząc na relacje rowerowych wymiataczy z Częstochowskiego Forum Rowerowego, mój wynik osiągnięty na orbicie wygląda trochę marnie, ale tak naprawdę więcej nie deklarowałem ;) Ogółem wykręciłem 182,2km, z czego większość na orbicie, plus dojazd z domu na dworzec oraz powrót z orbity. Czasowo wyszło mniej więcej tak jak planowałem, więc spełniłem wszystkie swoje zaplanowane założenia. Jeśli nie jest to moja życiówka to przynajmniej baaaaardzo blisko granicy. Ale chyba jednak życiówka - tak mi to mówiły moje cztery litery w niedzielę wieczór ;) Na orbicie wykręciłem ~15% całkowitego dystansu przebytego jak na razie w tym roku :) Generalnie po długiej przerwie od roweru z roku na rok w ekspresowym tempie poprawiam wyniki. Lukas w swojej forumowej relacji trochę zamieszał, ale trochę nas kręciło i wiele się działo, więc można było się zamotac co, kto, kiedy, gdzie ;) Ale od początku: Rowerowanie zacząłem o 8 rano, chociaż już w środku nocy nie mogłem spać ;) Najpierw dojazd rowerem do Częstochowy na dworzec pkp, gdzie spotykam się z Abovo i razem jedziemy do Zawiercia. W Zawierciu kręcimy trochę po mieście i spotykamy się z czekającym na nas Rooneyem. Długo nie posiedzieliśmy, gdyż zaraz nadjechała 3-osobowa grupka harpaganów (Outsider, Rolando i chyba Białko) do której Rooney się dołączył, natomiast my razem z Abovo zaczęliśmy jechać w "kierunku wstecznym orbity" - na spotkanie orbitującym, co miało miejsce w "Karczmie u Stacha". Po chwilowym postoju ruszyliśmy mocną grupą wymienioną przez Lukasa (Lukas, Faki, yoshimura, Mr. Dry, damzac i jeszcze parę osób) - naprawdę niezłym tempem - 30-35 na blacie - zostawiając za sobą trochę osób. Jadąc z tą grupą wymiataczy zanotowałem swój życiowy rekord średniej prędkości na odcinku 100km :D Dodatkową motywacją była perspektywa zbliżającego się obiadu w Brynku ;) Posileni obiadem nadal kontynuujemy jazdę wysokim tempem - a miało być spokojnie ;) Niestety po jakimś czasie wychodzi mój brak doświadczenia na takich długich trasach i gdzieś pomiędzy Lublińcem a Ciasną odłączam się od grupy. No ale obstawiam, że chłopaki cisnęli sporo powyżej 30km/h - ja kręcac ~25km/h w błyskawicznym tempie zostałem w tyle. Ale fakt faktem dość długi odcinek podjazdu w okolicach Lublińca dał mi popalić. Poza tym popełniłem podstawowy błąd - chciałem się równać z szosowcami i resztą wymiataczy chociaż sam zwyke jeżdzę dużo niższym tempem ;) Tak więc swoim spokojnym tempem kontynuowałem jazdę do Krzepic zmotywowany wizją słodkiego bufetu ;) Gdy tam docierałem to Krzara, Lukas i reszta ekipy już się zbierała do dalszej jazdy :) W Krzepicach stwierdziłem, iż mając w perspektywie konieczność udania się w poniedziałek rano do pracy, orbitowanie należy zakończyć, co też uczyniłem, i po małym posiłku razem z Fakim ruszyliśmy w kierunku Częstochowy. W drodze powrotnej pogoda dała popalić - lało jak z wiadra - co jeszcze bardziej motywowało do szybkiego powrotu. Po powrocie wziąłem szybki prysznic, zjadłem kolację i udałem się do Altany wyczekiwać na przyjezdnych oraz spotkać się z resztą orbitujących na zakończenie orbity. Podsumowując - świetnie się z wami kręciło i poznałem grupę wspaniałych ludzi. Dzięki wszystkim za motywację i udział w orbicie, podziękowania dla sponsorów, w szczególności za napoje i słodkości, oraz w oczywiście dla krzary - wiadomo za co :) Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach!
Plakat:
Lekko nie było:
Podsumowanie w Altanie:
Standardowo ślad gps i profil prędkości/wysokości:
Pogoda piękna więc jak tu spędzić dzień? Oczywiście na rowerze :) Dzisiaj dużo się nie będę rozpisywać, jedynie suche fakty, zdjęcia i mapa ;) Niektóre podjazdy pod górę prawie dorobiły się własnych nazw ale dało radę ;) Zjazdy wynagradzały trudy ;) Pod koniec trasy - przed Kusiętami chciałem przejechać dalej ścieżką geologiczną ale po pewnym czasie zrezygnowałem - to nie ma moje semi-slicki. Jak mam 99% ścieżki prowadzić rower przez piachy to pier...e taką robotę ;) No ale w końcu szlak pieszy, więc można się było tego spodziewać...
Wycieczkę do ogrodu Rododendronów w pobliżu Pawełek planowałem już od dość dawna - wiadomo Rododendrony kwitną przez bardzo krótki okres czasu. Dzisiaj nadarzyła się odpowiednia okazja. Miałem trochę obawy co do swoich możliwości - dzisiaj pierwszy po kontuzji dłuższy wyjazd bez usztywnionego stawu skokowego - ale jak się okazało wszystko jest w porządku i trasę przejechałem bez najmniejszego bólu :) Pogoda zapowiadała się rewelacyjna, tak więc koło 11 wyruszyłem w trasę (tak tak - w samo południe - tak jak lubię :) ). Tym razem, dla odmiany od jazdy w większości szosą, postanowiłem pojechać szlakami rowerowymi, leśnymi ścieżkami itp. Bardzo jestem zadowolony z tej decyzji - drogi przez las okazały się nawet lepsze niż szosa, chociaż nie odbyło się bez błądzenia i ciągłego zerkania na nawigację :)
Pierwszy odcinek przez Blachownię, Cisie do Herbów minął błyskawicznie. Następnie przejechałem kawałek wzdłuż trasy, ale na szczęście chodnik dość szeroki, równy i bez znacznych uskoków, tak więc dało radę szybko i dość bezpiecznie jechać. Przed Lisowem skręciłem w kierunku Taniny, a następnie lasami przez Niwy, Ostrów, Lubockie do samego początku ścieżki dydaktyczno-przyrodniczej "Na Brzozę" położonej w parku krajobrazowym "Lasy nad Górną Liswartą".
Tutaj tempo jazdy już z wiadomych powodów siadło jako, że sukcesywnie zaliczałem kolejne etapy ścieżki, błądząc przy okazji ;)
Pobłądziłem niesamowicie szukając ogrodu Rododendronów - nabiłem pewnie z 10km więcej przez las, ale dzięki pomocy miejscowego rowerzysty ostatecznie dotarłem do celu :) Przyznam, iż kwitnące Rododendrony robią naprawdę niesamowite wrażenie - są przepiękne. Trafiłem w idealny moment :) Niestety do samego ogrodu wejść nie można, pozostałe jedynie możliwość oglądania z wieży widokowej :/
W pobliżu ogrodu, przy stawach znajduje się jeszcze przepiękne miejsce na wypoczynek oraz miniatura kościółka przeniesionego do Pawełek.
Po krótkim odpoczynku oraz posiłku udałem się w kierunku Pawełek zobaczyć wcześniej wspomniany kościółek, a następnie szosą do Kochcic - cel podróży pałac Ludwika von Ballestrema - założyciela ogrodu Rododendronów.
W tym momencie wszystkie założenia wyprawy zostały zrealizowane, pozostało więc wracać do domu - tym razem już wyłącznie szosą - aby zdążyć na obiad :) Na koniec zamieszczam jeszcze ślad gps oraz profil prędkości z wyprawy.
Wycieczka którą planowałem od dawna - wystarczyło tylko znaleźć trochę czasu (którego mi ciągle brakuje) oraz trafić w pogodę :) Wstałem rano "lekko zmęczony" po sobotniej imprezie, dokonałem szybkiej oceny pogody i zdecydowałem, że jadę - niestety sam, ale tak to bywa. Jako pierwszy cel obrałem sobie kamieniołom w pobliżu ul. Złotej, który chciałem zobaczyć już dawno, ale jakoś z różnych powodów go omijałem. Bardzo ciekawe widoki, dodatkowo zauważyłem, iż przy kamieniołomie "buduje się" droga rowerowa i chyba normalna również. Ciekaw jestem gdzie będzie prowadzić - pewnie gdzies w stronę mirowa - pewnie niedługo się okaże.
Później udałem się drogą w stronę Srocka, a następnie przez Siedlec do Mstowa. W Mstowie moją uwagę przykuły drewniane rzeżby stojące w pobliżu rzeki.
Z Mstowa udałem się drogą w kierunku Św. Anny. Po drodze przyłączył sie do mnie napotkany sympatyczny rowerzysta z Kłomnic (serdeczne pozdrowienia!) i towarzyszył mi aż do Rzek Wielkich, gdzie nasze drogi się rozeszły. Kolega pojechał do Kłomnic, a ja uzupełniłem izotonik i udałem się w stronę Skrzydłowa zobaczyć ruiny dworku.
Ze Skrzydłowa udałem się drogą w kierunku Rzerzęczyc, gdzie skręciłem w kierunku Kłomnic, a następnie trasą do Nieznanic - kolejny cel wyprawy - Pałac Nieznanice.
Mając "odchaczone" wszystkie cele podróży nie pozostało mi nic innego jak powrót do domu nabijając po drodze kolejne kilometry. Akurat zaczęła się pogarszać podoga, więc i tak raczej nic więcej bym nie zobaczył.
Kolejna setka stała się faktem, z czego jestem niesamowicie zadowolony :) Na koniec oczywiście ślad gps. Początkowy odcinek - do Srocka - jest ręcznie rekonstruowany - coś mi się pokopało w gpsie i nie zapisywał trasy :/
Ten wyjazd planowaliśmy z kumplem od dłuższego czasu. Niestety dzień przed wyjazdem porobiły się pewnie komplikacje, ale ostatecznie udało się kolegę wyciągnąć. Pogoda dopisała niesamowicie więc grzechem było by nie jechać :) Wyruszyliśmy z domów w okolicach 10-tej i kilkanaście minut później spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Pierwszym celem podróży był zbiornik wodny w Poraju, gdzie planowaliśmy odpocząć sobie dłużej w południe, wykorzystując piękne słoneczko :) Przejazd do Poraja przebiegł bez żadnych komplikacji - pomijając moment przejazdu przez trasę - nie wiem kto projektował te światła i przejście dla pieszych, ale czekanie dobre 5 minut na przejście mimo, że samochody mają czerwone to przegięcie. Po dwóch godzinach opalania i leniuchowania zahaczyliśmy jeszcze o bar (obiadek ;) ) i tutaj nasze drogi się rozdzieliły - kumpel udał się w podróż powrotną do domu, a ja rozpocząłem samotne kontynuowanie podróży mając przed sobą 2x tyle kilometrów... Na samym początku samotnej podróży miałem pewne "komplikacje nawigacyjne" ze względu na remont drogi w kierunku Żarek i związany z tym objazd, przez co co jakiś czas stawałem i sprawdzałem czy dobrze jadę, ale w końcu udało się wyjechać na pierwotnie zaplanowaną trasę. Tutaj nastąpił chyba najprzyjemniejszy kawałek podróży - najpierw kontynuowanie delikatnego podjazdu do najwyższego punktu trasy, a potem 10 kilometrów jazdy z górki praktycznie za darmo - 30km/h praktycznie bez pedałowania, prędkość maksymalna powyżej 50-tki :D W Janowie zatrzymałem się na małe co nieco oraz uzupełnienie izotonika, po czym ruszyłem w kierunku Olsztyna. W okolicach Piaska, jakoś przed 16-tą wymieniłem jeszcze podczas jazdy pozdrowienia z dwoma bikerami zmierzającymi chyba w przeciwnym kierunku :) Olsztyn to miejsce kolejnego postoju - tym razem kolejny obiadek :) a potem droga Bugajską w kierunku Częstochowy - bez żadnych komplikacji. W okolicach Jagiellońskiej doszedłem do wniosku iż trochę za mało nabiłem kilometrów (braknie do setki) więc zamiast jechać prosto do domu, zrobiłem kółko przez miasto. Niestety odległości nadal brakowało w związku z czym po dojechaniu do domu pozbyłem się zbędnego bagażu, uzupełniłem płyny i wyruszyłem na krótką przejażdżkę aby dobić do 100km :) W ten oto sposób moja pierwsza setka w tym sezonie stała się faktem. Nawet muszę stwierdzić, że spokojnie był bym w stanie jeszcze z godzinkę pojeździć - ale dłuższa trasę zostawię sobie na kolejne wypady :)
Na koniec oczywiście troszkę zdjęć, ślad gps oraz profil prędkości :)
Rowerem jeżdzę odkąd umiem chodzić albo jeszcze dłużej :) Kiedyś (podstawówka, liceum, studia) jeździłem więcej, teraz niestety sporo mniej (ehh ta praca...) ale jakoś daję radę :)