Wpisy archiwalne w kategorii

W towarzystwie

Dystans całkowity:9166.17 km (w terenie 291.71 km; 3.18%)
Czas w ruchu:416:07
Średnia prędkość:20.86 km/h
Maksymalna prędkość:442.00 km/h
Suma podjazdów:460 m
Liczba aktywności:156
Średnio na aktywność:58.76 km i 2h 52m
Więcej statystyk

Tera Orbita 2011

Poniedziałek, 25 lipca 2011 · Komentarze(1)
Co stało się już poniekąd tradycją - co roku o tej porze odbywa się kolejna edycja Orbity - co rok dłuższa ;) W tym roku i ja postanowiłem wziąć w niej udział :) Edycja 2011 - Tera Orbita i odcinek 400km :)
Patrząc na relacje rowerowych wymiataczy z Częstochowskiego Forum Rowerowego, mój wynik osiągnięty na orbicie wygląda trochę marnie, ale tak naprawdę więcej nie deklarowałem ;)
Ogółem wykręciłem 182,2km, z czego większość na orbicie, plus dojazd z domu na dworzec oraz powrót z orbity. Czasowo wyszło mniej więcej tak jak planowałem, więc spełniłem wszystkie swoje zaplanowane założenia. Jeśli nie jest to moja życiówka to przynajmniej baaaaardzo blisko granicy. Ale chyba jednak życiówka - tak mi to mówiły moje cztery litery w niedzielę wieczór ;) Na orbicie wykręciłem ~15% całkowitego dystansu przebytego jak na razie w tym roku :) Generalnie po długiej przerwie od roweru z roku na rok w ekspresowym tempie poprawiam wyniki.
Lukas w swojej forumowej relacji trochę zamieszał, ale trochę nas kręciło i wiele się działo, więc można było się zamotac co, kto, kiedy, gdzie ;)
Ale od początku:
Rowerowanie zacząłem o 8 rano, chociaż już w środku nocy nie mogłem spać ;)
Najpierw dojazd rowerem do Częstochowy na dworzec pkp, gdzie spotykam się z Abovo i razem jedziemy do Zawiercia. W Zawierciu kręcimy trochę po mieście i spotykamy się z czekającym na nas Rooneyem. Długo nie posiedzieliśmy, gdyż zaraz nadjechała 3-osobowa grupka harpaganów (Outsider, Rolando i chyba Białko) do której Rooney się dołączył, natomiast my razem z Abovo zaczęliśmy jechać w "kierunku wstecznym orbity" - na spotkanie orbitującym, co miało miejsce w "Karczmie u Stacha".
Po chwilowym postoju ruszyliśmy mocną grupą wymienioną przez Lukasa (Lukas, Faki, yoshimura, Mr. Dry, damzac i jeszcze parę osób) - naprawdę niezłym tempem - 30-35 na blacie - zostawiając za sobą trochę osób. Jadąc z tą grupą wymiataczy zanotowałem swój życiowy rekord średniej prędkości na odcinku 100km :D Dodatkową motywacją była perspektywa zbliżającego się obiadu w Brynku ;)
Posileni obiadem nadal kontynuujemy jazdę wysokim tempem - a miało być spokojnie ;) Niestety po jakimś czasie wychodzi mój brak doświadczenia na takich długich trasach i gdzieś pomiędzy Lublińcem a Ciasną odłączam się od grupy. No ale obstawiam, że chłopaki cisnęli sporo powyżej 30km/h - ja kręcac ~25km/h w błyskawicznym tempie zostałem w tyle. Ale fakt faktem dość długi odcinek podjazdu w okolicach Lublińca dał mi popalić. Poza tym popełniłem podstawowy błąd - chciałem się równać z szosowcami i resztą wymiataczy chociaż sam zwyke jeżdzę dużo niższym tempem ;)
Tak więc swoim spokojnym tempem kontynuowałem jazdę do Krzepic zmotywowany wizją słodkiego bufetu ;) Gdy tam docierałem to Krzara, Lukas i reszta ekipy już się zbierała do dalszej jazdy :) W Krzepicach stwierdziłem, iż mając w perspektywie konieczność udania się w poniedziałek rano do pracy, orbitowanie należy zakończyć, co też uczyniłem, i po małym posiłku razem z Fakim ruszyliśmy w kierunku Częstochowy. W drodze powrotnej pogoda dała popalić - lało jak z wiadra - co jeszcze bardziej motywowało do szybkiego powrotu.
Po powrocie wziąłem szybki prysznic, zjadłem kolację i udałem się do Altany wyczekiwać na przyjezdnych oraz spotkać się z resztą orbitujących na zakończenie orbity.
Podsumowując - świetnie się z wami kręciło i poznałem grupę wspaniałych ludzi.
Dzięki wszystkim za motywację i udział w orbicie, podziękowania dla sponsorów, w szczególności za napoje i słodkości, oraz w oczywiście dla krzary - wiadomo za co :)
Do zobaczenia na kolejnych wyjazdach!

Plakat:


Lekko nie było:




Podsumowanie w Altanie:




Standardowo ślad gps i profil prędkości/wysokości:


Wieczorny wypad do Olsztyna

Czwartek, 7 lipca 2011 · Komentarze(0)
Rano (nareszcie) korzystając ze zmiany pogody wybrałem się na rowerze do pracy. W ciągu dnia padł pomysł wieczornego wypadu. Namówiłem koleżankę i po powrocie z pracy plany stały się faktem :) Rekreacyjnym tempem, coby koleżanki nie zamęczyć, pojechaliśmy do Olsztyna i z powrotem, po drodze zachaczając jeszcze o cmentarz żydowski.

63. Częstochowska Masa Krytyczna...

Piątek, 27 maja 2011 · Komentarze(0)
...a także jazda do pracy oraz darmowy prysznic podczas powrotu z Masy :D

Poranek zapowiadał się pięknie - upał - tak więc spokojnie dojechałem do pracy robiąc swój tegoroczny rekord średniej prędkości na tym odcinku :)
Niestety stopniowo w miarę upływu czasu na dworze robiło się coraz chłodniej i ciemniej, tak więc z pewnymi obawami jechałem po pracy na Masę, ale na szczęście pogoda wykazała się sporym wyczuciem czasu - padać zaczęło dopiero gdy Masa się zakończyła :D
Deszcz spowodował, iż w drodze powrotnej padł kolejny rekord :D
Natomiast w samej Masie - o ile dobrze usłyszałem - wzięło udział 125 osób - całkiem niezły wynik jak na niezbyt zachęcającą pogodę...

Popołudniem do Konopisk i nie tylko... ;)

Środa, 18 sierpnia 2010 · Komentarze(0)
Wykorzystując fakt, iż po południu pogoda uległa znacznej poprawie, wybraliśmy się z koleżanką effa54 na malutki wypad rowerowy - stradom-nierada-rększowice-konopiska-aleksandria-blachownia-gnaszyn-stradom :) Pogoda z minuty na minutę robiła się o dziwo coraz lepsza, czego efektem jest całkiem przyjemna średnia ;)

Opalanie na "Bałtyku" oraz dojazd do pracy.

Środa, 14 lipca 2010 · Komentarze(0)
Rano standardowo wybrałem się do pracy, a gdy już wróciłem, zjadłem obiadek i wybrałem się nad kąpielisko "Bałyk-Adriatyk" zażyć kąpieli słonecznej :) Gdy zrobiło się już chłodniej zebraliśmy się z kumplem i pojeździliśmy troszkę po okolicach (Lisiniec).

Dobry początek lipca :)

Sobota, 3 lipca 2010 · Komentarze(0)
Ten wyjazd planowaliśmy z kumplem od dłuższego czasu. Niestety dzień przed wyjazdem porobiły się pewnie komplikacje, ale ostatecznie udało się kolegę wyciągnąć. Pogoda dopisała niesamowicie więc grzechem było by nie jechać :)
Wyruszyliśmy z domów w okolicach 10-tej i kilkanaście minut później spotkaliśmy się w umówionym miejscu. Pierwszym celem podróży był zbiornik wodny w Poraju, gdzie planowaliśmy odpocząć sobie dłużej w południe, wykorzystując piękne słoneczko :) Przejazd do Poraja przebiegł bez żadnych komplikacji - pomijając moment przejazdu przez trasę - nie wiem kto projektował te światła i przejście dla pieszych, ale czekanie dobre 5 minut na przejście mimo, że samochody mają czerwone to przegięcie.
Po dwóch godzinach opalania i leniuchowania zahaczyliśmy jeszcze o bar (obiadek ;) ) i tutaj nasze drogi się rozdzieliły - kumpel udał się w podróż powrotną do domu, a ja rozpocząłem samotne kontynuowanie podróży mając przed sobą 2x tyle kilometrów...
Na samym początku samotnej podróży miałem pewne "komplikacje nawigacyjne" ze względu na remont drogi w kierunku Żarek i związany z tym objazd, przez co co jakiś czas stawałem i sprawdzałem czy dobrze jadę, ale w końcu udało się wyjechać na pierwotnie zaplanowaną trasę.
Tutaj nastąpił chyba najprzyjemniejszy kawałek podróży - najpierw kontynuowanie delikatnego podjazdu do najwyższego punktu trasy, a potem 10 kilometrów jazdy z górki praktycznie za darmo - 30km/h praktycznie bez pedałowania, prędkość maksymalna powyżej 50-tki :D
W Janowie zatrzymałem się na małe co nieco oraz uzupełnienie izotonika, po czym ruszyłem w kierunku Olsztyna. W okolicach Piaska, jakoś przed 16-tą wymieniłem jeszcze podczas jazdy pozdrowienia z dwoma bikerami zmierzającymi chyba w przeciwnym kierunku :)
Olsztyn to miejsce kolejnego postoju - tym razem kolejny obiadek :) a potem droga Bugajską w kierunku Częstochowy - bez żadnych komplikacji.
W okolicach Jagiellońskiej doszedłem do wniosku iż trochę za mało nabiłem kilometrów (braknie do setki) więc zamiast jechać prosto do domu, zrobiłem kółko przez miasto. Niestety odległości nadal brakowało w związku z czym po dojechaniu do domu pozbyłem się zbędnego bagażu, uzupełniłem płyny i wyruszyłem na krótką przejażdżkę aby dobić do 100km :)
W ten oto sposób moja pierwsza setka w tym sezonie stała się faktem. Nawet muszę stwierdzić, że spokojnie był bym w stanie jeszcze z godzinkę pojeździć - ale dłuższa trasę zostawię sobie na kolejne wypady :)

Na koniec oczywiście troszkę zdjęć, ślad gps oraz profil prędkości :)







Kolejny trening

Wtorek, 22 czerwca 2010 · Komentarze(0)
Tym razem wybraliśmy się z kumplem w drogę przez Gorzelnię, Kalej, Szarlejkę. Pierwsza część trasy non stop pod górkę i pod wiatr, druga z górki - też pod wiatr :/ Ale średnia prędkośc w pełni mnie usatysfakcjonowała :)

Poniżej "standardowo" mapka i profil prędkości :)



Okolice Huty, cmentarz żydowski, Góra Ossona

Sobota, 5 czerwca 2010 · Komentarze(1)
Jako, że pogoda w weekend dopisała, postanowiliśmy się wybrac z kumplem na malutką wycieczkę. Start zaplanowaliśmy na godzinę 17-tą - kumpel po pracy więc wcześniej nie dało rady. Na całą trasę mieliśmy przeznaczone jakieś 2 godziny plus zapas na postoje (były plany na wieczór ;) ).
Punktualnie wyruszyłem z domu i po około 20-tu minutach jazdy z dobrą średnią (10km w 25 minut) byłem już na umówionym miejscu spotkania. Ruszyliśmy dalej Aleją Pokoju w stronę Huty Częstochowa.
Pierwszym planowanym punktem podróży było odwiedzenie zapomnianego cmentarza żydowskiego położonego na terenach Huty. Niestety ten punkt po części nie wypalił ze względu na krótkie spodenki, krótki rękawek i chmarę komarów zaraz po wjechaniu na cmentarz :/ Mimo to jednak conieco udało się zobaczyć i fotki porobić. Na dłuższy wypad trzeba się będzie wybrać jesienią w innym ubiorze ;)



Po powrocie z cmentarza na główną drogę planowaliśmy przebić się do ul. Legionów w kierunku Góry Ossona. Oczywiście w międzyczasie skręciłem w złą odnogę i trochę pobłądziliśmy po terenach hutniczych, ale ostatecznie dotarliśmy do celu :)



Na górze pierwszym punktem była tablica upamiętniająca istnienie w tym miejscu szkółki szybowcowej oraz figura Matki Boskiej.


Następnie udaliśmy się na szczyt góry - do nieczynnej przepompowni wody. Widoki ze szczytu nieciekawe, ale cóż - w końcu to Huta ;)




Następne zadanie wykonane :) Kolejnym celem miał być kamieniołom, ale oczywiście ubzdurałem sobie iż znajduje się on koło TRW więc po nieudanych poszukiwaniach i zerknięciu na zegarki postanowiliśmy powoli zbliżać się do końca podróży, robiąc jeszcze po drodze przystanek na małe conieco ;) Kamieniołom zostanie odwiedzony przy innej okazji :)



Po napakowaniu żołądków rozdzieliliśmy się i każdy pojechał w stronę swojego domu. Wyprawę uważam za udaną :D
Na koniec dorzucam jeszcze zapis gps trasy - urywa on się wprawdzie zaraz po wyjeździe z Góry Ossona (oczywiście zapomniałem na czas zmienić baterii w rowerowym batterypacku :/ ) - ale dla przebiegu wycieczki jest to nieistotne.