Plany były inne, ale jak to plany - lubią się zmieniać ;) Docieram na Biegana a tam spora ekipa czeka więc jedziemy. Zapaleni terenowcy więc do Olsztyna koło Złotej Góry, Legionów, Zieloną Górę, Kusięta, Towarne. Trek spróbowal troszkę innej jazdy niż zwykle. Wprawdzie w Zielonej Górze nie ukończyłem podjazdu w lesie - zabrakło przełożeń (niestety nie miałem czasu wyregulować lekkich :/ ), ale i tak przyjemna odmiana od "standardowej" jazdy. W pewnym momencie odłączamy się od grupy i w cztery osoby jedziemy asfaltem na rynek w Olsztynie, szybkie zakupy w sklepie i czekamy na resztę pod parasolkami. Gdy wszyscy już dotarli rozdzielamy się pownownie, cześć jedzie na zamek i Sokole a my w piątkę pożarówką do Częstochowy. Koło dworca PKP Raków żegnamy się z Edytką i jedziemy wzdłuż Warty do centrum miasta. Eskortuję jeszcze kawałek Olę i postanawiam dalej dokręcić jeszcze brakujące kilometry do setki przez Grabówkę, Lisiniec, Gorzelnię, Blachownie - co udaje się na luzie :) Kolejny udany wypad i kolejna setka w sezonie :)
Prognozy pogody obiecujące, więc dzień wcześniej ustawiliśmy się na facebookowej grupie w kwestii wspólnego wyjazdu.
Prognozy się sprawdziły, koniec pracy, na rowerek, kierunek Plac Biegańskiego - zbiórka :)
Odliczyło się nas 4 osoby tak więc ruszać czas :)
Z Częstochowy ścieżką wzdłuż Warty do terenów huty po czym dalej lasami koło monaru przez Dębowiec do Poraja.
Po drodze dołącza do nas kolega ale długo nie jedzie - problemy z kolanem.
Niedaleko monaru napotykamy w lesie policję - szukają zbiega ;) Jak się później okazało - raczej nie z monaru ;)
W Dębowcu najpierw spory podjazd, który jednak na końcu wynagradza zjazdem - 53.4km/h bez pedałowania :)
Przed samym Porajem napotykamy zbiorowisko ludzi, policję i zablokowaną drogę - autko do kasacji w rowie - i to prawdopodobnie o tego zbiega chodziło...
Objeżdzamy zbiornik w Poraju i na końcu na wale robimy przerwę na uzupełnienie płynów, posiłek oraz sweet focie bez których wyjazd by się nie liczył ;)
*autorem zdjęć jest telefon Sylwii ;) :P
Powrót do Częstochowy tą samą drogą - znów podjazd w Dębowcu - od tej strony cięższy, przy okazji przekonałem się, że muszę wyregulować najniższe przełożenia gdyż łańcuch przeskakuje. Na końcu przed Częstochową mała modyfikacja - powrót trasą, koło Michaliny i dalej wzdłuż bloków do al. Pokoju.
W centrum koło dworca PKP kończymy wyjazd i się rozdzielamy. Zerkam na licznik - niewiele brakuje do setki więc postanawiam sam jeszcze pokręcić i dobić kilometrów. Udaje się to na wielkim luzie - jako, że odliczając powrót do domu brakowało tylko 10km :)
Nie spodziewałem się setki i gps włączyłem dopiero na zbiórce więc ślad niekompletny, ale najważniejsze, że trasa pokonana w doborowym towarzystwie :)
Szacuek dla dziewczyn które zrobiły życiówki :)
W niedzielny poranek naszła mnie chęć odpicowania roweru. Szmatki i pędzelki w ruch, wszystko pięknie wyczyściłem, dotarłem z najmniejsze zakamarki. Rower wyglądał lepiej niż nówka ze sklepu... Nasmarowałem jeszcze łańcuch (White Lightning Epic - więc szybko odparowujący) i zostawiłem na parę godzin. Po obiedzie stwierdziłem, że pojeżdzę chwilkę bo pogoda ładna, a ze zdjęć satelitarnych oraz wszelakich serwisów pogodowych wynikało, że do opadów mam jeszcze jakieś 4 godziny... Tak więc wyruszyłem... Nie ujechałem nawet 30-tu minut jak zaczęło padać :( Najpierw delikatnie - tak, że prawie wysychało na bieżąco. Podjąłem decyzję o powrocie. Zabrakło mi około 2km do domu jak rozpętała się masakra.... Kur... Rower upierniczony, zalany i zapiaszczony wszędzie gdzie się da... Ciuchy również. Z butów wylewałem wodę... Przy okazji przyliczyłem glebę... Pier...lę taką robotę. Ile może kur... padać... Trzeba chyba uciekać z tego kraju w jakieś normalne miejsce...
Na koniec przepraszam za ton wpisu - ale jestem mocno zdenerwowany... Ogólnie opady i pogoda pokrzyżowały wiele planów rowerowych w tym miesiącu. A właściwie pokrzyżowały praktycznie wszystkie plany. Musiał bym chyba nie pracować i być jasnowidzem by trafić w pogodę...
Rowerem jeżdzę odkąd umiem chodzić albo jeszcze dłużej :) Kiedyś (podstawówka, liceum, studia) jeździłem więcej, teraz niestety sporo mniej (ehh ta praca...) ale jakoś daję radę :)