Pseudo Decathlon Orbita 2014 absolutnie bez historii...
Niedziela, 20 lipca 2014
· Komentarze(0)
Kategoria Częstochowa, Dalej od domu..., W towarzystwie
Cóż, tegoroczna Decathlon Orbita którą miałem wpisaną od dawna w grafiku, niestety przejdzie bez echa w moim dzienniku.
Stało się tak z wielu powodów, ale po kolei...
Nauczony doświadczeniem sprzed dwóch lat, tym razem zaplanowałem rozpoczęcie orbitowania w ciągu dnia w Zawierciu - nie jestem przyzwyczajony do jazdy bez snu (dawniej start o północy, a w tym roku o 22) i dwa lata temu nieprzespana noc spowodowała o zakończeniu orbitowania.
Według grafika pierwsza grupa przez Zawiercie przejeżdzać powinna koło 12 i tak było rozplanowane.
Z Częstochowy wyruszyło 35 osób z czego 18 na cały dystans (8 trekking/góral), w Zawierciu rozpocząć miało 9 osób - to wróżyło jazdę do końca całkiem fajną grupą osób akceptowalnym tempem.
Niestety grupa Zawierciańska się rozsypała jeszcze przed startem - każdy wystartował o innej godzinie - kompletnie olewając grafik - i gdzie tu idea wspólnego kręcenia?
Ja planowałem trzymać się terminu tak więc o 11:20 dotarłem PKP do Zawiercia gdzie czekał na mnie damzac. Wspólnie pojechaliśmy na skwer gdzie relaksował się Mr Dry. Po krótkim postoju i pogawędce ruszyliśmy wspólnie z damzac'iem w trasę - Mr Dry został i oczekiwał pierwszej grupy która była dosłownie kilka kilometrów od nas - liczyliśmy, że i tak nas później dogonią - gdyż jechali na szosach i mieli naprawdę zawrotne tempo.
Tak też stało się na około 30-tym kilometrze, i dalej jechaliśmy razem przez około 10km zdecydowanie szybszym tempem. Chłopaki na szosach zdecydowali się na postój, a my pojechaliśmy dalej.
Na obiad w Brynku dotarliśmy około 25 minut przed planowanym rozkładem jazdy.
W jadłodajni samotnie czekał na nas voit ;)
W trakcie obiadu nastąpiło przeglądanie raportów z trasy, telefony i niestety dość niemiłe zaskoczenie.
Okazało się, że sporo osób zakończyło orbitę wcześniej (upały? forma?), damzac wraca do Myszkowa, voit do Częstochowy i na dobrą sprawę na trasie są już tylko szosowcy, cyborg adamas jadący własną (dłuższą o 100km) wersję Orbity i krzara gdzieś daleko daleko daleko...
Jako, że dla mnie ideą Orbity - poza oczywistą okazją do wykręcenia życiówki, jest przede wszystkim wspólne kręcenie kilometrów, pomaganie, wspieranie i motywowanie się nawzajem, a do jazdy zostali mi tylko szosowcy, z którymi zdecydowanie nie mogę się równać, w tej sytuacji z bólem serca byłem zmuszony podjąć decyzję o powrocie z voit'em do Częstochowy - ale zdecydowanie wolę tą opcję od samotnego kręcenia - w towarzystwie zawsze raźniej.
Pojechaliśmy przez Koszęcin i Boronów z małym postojem w Konopiskach nad wodą w Pająku, gdzie była okazja posilić się oraz napić zimnych napojów :)
Po dotarciu pod Altanę niepocieszony stwierdziłem, że nabiję jeszcze trochę kilometrów samemu i drogą na około przez Czarny Las pojechałem do Kamyka i dalej do Kłobucka, po cichu licząc, że wyjadę na spotkanie mocnej szosowej grupie. Aczkolwiek była na to jednak zbyt wczesna pora. Krótki postój w Kłobucku i powrót do Częstochowy - wykręcone dodatkowe 40km - parę minut po 21 docieram do Altany Żywiec gdzie zebrała się już spora grupa oczekująca na na wybrańców którzy podjęli się pokonania całej trasy.
Docierają niecałe 30 minut po mnie - jak mówiłem tempo mieli zawrotne - gratulacje!
Razem z dojazdem na PKP oraz powrotem do domu Orbitę zamykam wynikiem 169.72km i jestem mocno niepocieszony, gdyż patrząc na wczorajszą formę i dzisiejsze zmęczenie (a właściwie jego brak) myślę, że dzień był spokojnie na wykręcenie życiówki w okolicach 300+ ...
Mimo wszystko jakieś pozytywy są - pobite rekordy czasowe na paru dystansach i póki co najdłuższy wypad w sezonie a także niezła średnia.
Stało się tak z wielu powodów, ale po kolei...
Nauczony doświadczeniem sprzed dwóch lat, tym razem zaplanowałem rozpoczęcie orbitowania w ciągu dnia w Zawierciu - nie jestem przyzwyczajony do jazdy bez snu (dawniej start o północy, a w tym roku o 22) i dwa lata temu nieprzespana noc spowodowała o zakończeniu orbitowania.
Według grafika pierwsza grupa przez Zawiercie przejeżdzać powinna koło 12 i tak było rozplanowane.
Z Częstochowy wyruszyło 35 osób z czego 18 na cały dystans (8 trekking/góral), w Zawierciu rozpocząć miało 9 osób - to wróżyło jazdę do końca całkiem fajną grupą osób akceptowalnym tempem.
Niestety grupa Zawierciańska się rozsypała jeszcze przed startem - każdy wystartował o innej godzinie - kompletnie olewając grafik - i gdzie tu idea wspólnego kręcenia?
Ja planowałem trzymać się terminu tak więc o 11:20 dotarłem PKP do Zawiercia gdzie czekał na mnie damzac. Wspólnie pojechaliśmy na skwer gdzie relaksował się Mr Dry. Po krótkim postoju i pogawędce ruszyliśmy wspólnie z damzac'iem w trasę - Mr Dry został i oczekiwał pierwszej grupy która była dosłownie kilka kilometrów od nas - liczyliśmy, że i tak nas później dogonią - gdyż jechali na szosach i mieli naprawdę zawrotne tempo.
Tak też stało się na około 30-tym kilometrze, i dalej jechaliśmy razem przez około 10km zdecydowanie szybszym tempem. Chłopaki na szosach zdecydowali się na postój, a my pojechaliśmy dalej.
Na obiad w Brynku dotarliśmy około 25 minut przed planowanym rozkładem jazdy.
W jadłodajni samotnie czekał na nas voit ;)
W trakcie obiadu nastąpiło przeglądanie raportów z trasy, telefony i niestety dość niemiłe zaskoczenie.
Okazało się, że sporo osób zakończyło orbitę wcześniej (upały? forma?), damzac wraca do Myszkowa, voit do Częstochowy i na dobrą sprawę na trasie są już tylko szosowcy, cyborg adamas jadący własną (dłuższą o 100km) wersję Orbity i krzara gdzieś daleko daleko daleko...
Jako, że dla mnie ideą Orbity - poza oczywistą okazją do wykręcenia życiówki, jest przede wszystkim wspólne kręcenie kilometrów, pomaganie, wspieranie i motywowanie się nawzajem, a do jazdy zostali mi tylko szosowcy, z którymi zdecydowanie nie mogę się równać, w tej sytuacji z bólem serca byłem zmuszony podjąć decyzję o powrocie z voit'em do Częstochowy - ale zdecydowanie wolę tą opcję od samotnego kręcenia - w towarzystwie zawsze raźniej.
Pojechaliśmy przez Koszęcin i Boronów z małym postojem w Konopiskach nad wodą w Pająku, gdzie była okazja posilić się oraz napić zimnych napojów :)
Po dotarciu pod Altanę niepocieszony stwierdziłem, że nabiję jeszcze trochę kilometrów samemu i drogą na około przez Czarny Las pojechałem do Kamyka i dalej do Kłobucka, po cichu licząc, że wyjadę na spotkanie mocnej szosowej grupie. Aczkolwiek była na to jednak zbyt wczesna pora. Krótki postój w Kłobucku i powrót do Częstochowy - wykręcone dodatkowe 40km - parę minut po 21 docieram do Altany Żywiec gdzie zebrała się już spora grupa oczekująca na na wybrańców którzy podjęli się pokonania całej trasy.
Docierają niecałe 30 minut po mnie - jak mówiłem tempo mieli zawrotne - gratulacje!
Razem z dojazdem na PKP oraz powrotem do domu Orbitę zamykam wynikiem 169.72km i jestem mocno niepocieszony, gdyż patrząc na wczorajszą formę i dzisiejsze zmęczenie (a właściwie jego brak) myślę, że dzień był spokojnie na wykręcenie życiówki w okolicach 300+ ...
Mimo wszystko jakieś pozytywy są - pobite rekordy czasowe na paru dystansach i póki co najdłuższy wypad w sezonie a także niezła średnia.